środa, 26 października 2011

Harrison Kim "Nadejście aniołów mroku"

Życie każdego z nas ma inny kolor, inną aurę. W przypadku większości ludzi barwa jest odzwierciedleniem ich wieku czy też stanu ducha i może zmieniać się w zależności od pory roku czy otoczenia. W przypadku żniwiarzy aura jest jednak odzwierciedleniem ich poglądów i tego, w co wierzą: przeznaczenia bądź wolnej woli. Żniwiarzy światła zwykle otacza barwa ciemnoczerwona, zaś żniwiarzy ciemności - fioletowy. A jaki kolor może mieć nastolatka, pozbawiona ciała, która na dodatek w dość kontrowersyjny sposób awansowała na… strażniczkę aniołów mroku?
Historię Madison Avery opisuje Kim Harrison, a kolejny tom opowieści o (nie)typowej uczennicy liceum nosi tytuł „Nadejście aniołów mroku”. Autorka jest specjalistka w swoim fachu, a jako królowa gatunku paranormal romance zrobi wszystko, by utrzymać swoją pozycję. Ta jednak, wraz z „Nadejściem aniołów mroku” uległa pewnemu zachwianiu. Po znakomitym początku i niezłej drugiej części historii, nagle stało się coś niezrozumiałego. Mam bowiem przed sobą trzeci tom, który choć stanowi kontynuację wątku z poprzednich części, to jednak jest tak boleśnie infantylny i nieudolnie skonstruowany, że … strach go czytać.
Madison, głównodowodząca niebiańskiego oddziału specjalnego, która zazwyczaj zamiast trzymać się wytycznych z górnych sfer niebiańskich, woli działać po swojemu, znów ma wizje. Stawką jest tym razem dusza Tammy, zbuntowanej nastolatki i strażniczka zrobi wszystko, by Tammy została w domu i dopilnowała bezpieczeństwa swojego brata. To zajęcie jest na tyle wyczerpujące, że po raz kolejny oddala się jej plan odnalezienia swojego ciała, oddania amuletu i powrotu od normalnego życia.
Madison, wraz ze swoimi paranormalnymi przyjaciółmi i chłopakiem Joshem znów złamie boskie reguły i zburzy porządek anielskiego świata, odbierając spokój serafinom, a przy okazji i czytelnikowi. Chcąc ocalić Tammy i zlokalizować swoją cielesną powlokę, zawieszoną pomiędzy teraźniejszością i przyszłością, ogłusza nas dialogami z telenoweli rodem i postawą niegodną strażniczki. To wszystko sprawia, że po lekturze „Nadejścia aniołów mroku” faktycznie chcemy by … nadszedł mrok spowijający tę powieść i nie wypuszczający jej ze swych objęć. Pozostaje mi faktycznie zapomnieć o istnieniu feralnego, trzeciego tomu, bowiem tylko wówczas będę mogła z ciekawością sięgnąć po kolejną książkę Kim Harrison. Jak widać, czasami ciężko być królową, a jej powieści określane mianem „eksplozji paranormalności w codzienności” muszą się bardzo pilnować, by nie nadano im miana „eksplozji bylejakości w codzienności”.

Harrison Kim "Nadejście aniołów mroku", AMBER, 2011r.
Recenzja znajduje się także na stronach wortalu literackiego Granice.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz