piątek, 15 lutego 2013

Beautiful Creatures w kinach


 

Niech mnie Ciemność pochłonie, jeśli jeszcze raz pozwolę Richardowi LaGravenese  dobierać obsadę. Moja frustracja nie wynika z faktu, że „Piękne istoty” były filmem interesującym, ale równocześnie rozczarowującym. Wszyscy, którzy mieli możliwość być na premierze, właśnie siedzą w fotelach kinowych, bądź planują film zobaczyć muszą mnie zrozumieć. Być może sami dostali (dostaną?) potężnej migreny o którą przyprawić może szczeniacki chichot głównego bohatera – Ethana Wate, a właściwie wcielającego się w tę postać Aldena Ehrenreich! Ale wszystko w swoim czasie, nawet upiorna zemsta w stylu Sarafine …
Wszyscy wielbiciele opowieści o Obdarzonych, czyli śmiertelnikach z wielką mocą, z pewnością oczekiwali na film od dnia, kiedy wydawnictwo Łyński Kamień wypuściło na polski rynek powieść „Piękne istoty”, pierwszą z serii „Kronik Obdarzonych”. Autorki: Kami Garcia i Margaret Stohl postawiły nie na wampiry (które powoli zaczynają już nużyć i polskich czytelników), ale na istoty, które w dniu szesnastych urodzin muszą opowiedzieć się po stronie Dobra bądź Zła, a właściwie Światła bądź Ciemności …
Powieść wiernie odtworzono na wielkim ekranie, zatem przenosimy się do miasteczka Gatlin w Karolinie Południowej, miejsca, które żyje przeszłością i z którego ucieka każdy, kto tylko może. Ostatnim wielkim wydarzeniem była tam wojna secesyjna (wciąż zresztą inscenizowana na nowo), nie dziwi zatem gorące pragnienie ucieczki Ethana. Wszystko się jednak zmienia w dniu przybycia tajemniczej Leny Duchannes, dziewczyny, o której nastolatek śni co noc, uporczywie próbując odwzorować na papierze jej twarz. Wydawałoby się, że czeka nas kolejne małomiasteczkowe love story gdyby nie fakt, że nowa uczennica lokalnej szkoły znacznie różni się od innych dziewcząt. Dekadenckie ciuchy tracą na znaczeniu w dniu, kiedy znieważana nastolatka traci kontrolę nad emocjami. Pękające szyby stanowią spektakularny widok i dają pojęcie o możliwościach Leny. Tyle tylko, że od tego incydentu łatkę „czarownicy” przypięło jej całe miasteczko …
Jedynie Ethan pozostaje pod wielkim wrażeniem wyjątkowości Leny nie bacząc na to, iż zbliżają się jej szesnaste urodziny, moment naznaczenia, w którym do głosu może dojść jej mroczna natura, jej dziedzictwo – Ciemność. Da dokładkę mamy jeszcze klątwę sięgającą – nie może być inaczej – wojny secesyjnej.
O przeciętności filmu i zbyt oczywistych niekiedy efektach specjalnych można zapomnieć obserwując Macona Ravenwooda (w tej roli doskonały Jeremy Irons) szaloną Sarafine vel panią Lincoln (nazwisko Emmy Thompson mówi samo za siebie) oraz seksowną, a wręcz wyzywającą i szokującą Ridley Duchannes (czyli Emmy Rossum). Egzaltowanej Alice Englert, czyli próbującej udawać emocje Leny aktorce dam już spokój, pozostawiając Was w głębokim rozczarowaniu filmem. Oficjalnie uznaję te 124 minuty jako stracone…
 
 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz