środa, 10 sierpnia 2011

Castle, Jayne "Łowca miłości"


Pod koniec XXI wieku w pobliżu Ziemi otworzyła się energetyczna Kurtyna, która dawała możliwość podróżowania międzyplanetarnego. Tysiące osób zdecydowało się założyć nowy dom i zacząć nowe życie w niezbadanych dotąd światach. Jednym z nich, była Harmonia. Jednak pewnego dnia Kurtyna bez żadnego ostrzeżenia zamknęła się, a koloniści zostali odcięci od Ziemi.
Dwieście lat po zamknięciu się Kurtyny rozgrywa się akcja „Łowcy miłości” Jayne Castle, czyli Jayne Ann Krentz, znanej wszystkim wielbicielkom literatury kobiecej. Tym razem autorka próbuje pod pseudonimem wkroczyć na rynek romansów paranormalnych, choć styl w jakim to robi, budzi moje wątpliwości.
Teoretycznie niczego nie można jej zarzucić- mamy Harmonię, w której mieszka Elly St. Clair, robiąca karierę naukową wielbicielka botaniki i… przystojnego Coopera, szefa Gildii w Aurora Springs. Owa Gildia to skrzyżowanie biznesowych przedsiębiorstw z jednostkami militarnymi, chociaż w obecnych czasach traci na swej popularności, a jej szeregi opuszcza coraz więcej członków. Niejasne zasady działania tej organizacji do walki z duchami oraz skostniałe struktury wywołują coraz większy sprzeciw społeczeństwa.
Związek Elly z Cooperem i planowane zawarcie przez parę małżeństwa Przymierza odbija się negatywnie na pracy dziewczyny, a kiedy jeszcze zachodzą podejrzenia o interesowności łowcy duchów, Elly zrywa zaręczyny i wyjeżdża z miasta. Zaczynanie nowego życia nigdy nie jest łatwe, ale kiedy przyjaciółka ginie w katakumbach rozciągających się pod powierzchnią metropolii, St. Clair zrobi wszystko by ją odnaleźć. Bertha Newell była bowiem specjalistką od podziemi, splataczką, czy pararezonerką energii efemerycznej, potrafiła likwidować niebezpieczne pułapki iluzji, które często strzegły wejść do komnat w katakumbach. Skoro ta zdolność nie uchroniła jej przed niebezpieczeństwem, musiała natknąć się na coś poważnego.
Elly niestety nie ma zbyt mocnej paranormalnej zdolności psychicznego rezonowania z bursztynem i stosowania go do skupiania naturalnych fal energii, dlatego też, jeśli chce odkryć co tak naprawdę stało się z jej przyjaciółką, musi zwrócić się do osoby, która może wygenerować większe ilości „psi”. Oczywiście tą osobą jest Cooper Bonne, który tym razem już nie da jej odejść. Nie dość, że wykorzystując swoje talenty rezonera będzie walczył dla ukochanej z wysoce niestabilnymi, śmiertelnie groźnymi kulami ognistej, kwaskowo zielonej energii, nazwanych , czyli Niestabilnymi Znakami Obecności Energii Dysosnansu (nieoficjalnie zwanymi Duchami), to jeszcze uwiedzie ją na siedzeniu samochodu, wprost rozgrzewając do czerwoności tapicerkę.
To wszystko powinno zapewnić wszystkim wielbicielom gatunku znakomitą rozrywkę, a jednak tak nie jest. „Łowca miłości” usilnie stara się pretendować nie tyle do określenia go mianem romansu z domieszką zjawisk paranormalnych, ale do fantasy, choć zupełnie to nie wychodzi. Czytelnik, przytłoczony rezonującymi bursztynami, NiZOE-dami a nawet irracjonalnym zachowaniem Elly, zaczyna męczyć się już po kilku stronach, a sceny erotyczne są tylko słabą próbą ratowania opowieści.  Jestem przekonana, że to nie kwestia formy Jayne Ann Krentz tylko gatunku, w którym stawia nieśmiało pierwsze kroki. Głosuję za tym, by wróciła do thrillerów romantycznych, albo romansów z nutką historii w tle, bo w tych dziedzinach spisuje się zdecydowanie lepiej.

Recenzja znajduje się również na stronach wortalu literackiego Granice.pl
"Łowca miłości" Jayne Castle, Wydawnictwo AMBER, 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz